niedziela, 12 lipca 2015

lipcowy balkon



Coś dla duszy.
Lubię swój balkon, a zwłaszcza to, ze znajduje się przy  mojej sypialni. 
Od samego rana otwieram jego drzwi szeroko i wydaje mi się, że mam ogród;) Co prawda nie urosły w nim zasadzone w skrzynkach kwiaty. Mam nauczkę, że nie warto sadzić ich z nasion. W przyszłym roku zrobię inaczej, ale może wcale już nie będę tego robić, bo będę mieszkać gdzieś indziej? Oby. 

Pamiętacie moje drzewko mandarynkowe? 
Dziś jego gałązki uginają się pod wielką ilością owoców.







                Clematis już przestał kwitnąć, ale lada moment pojawią się pachnące groszki,
                                           teraz jeszcze się pną w górę po drabince. 
                   Dziko wino jakieś takie dzikie, rośnie powoli, ale jest już z obu stron. 
                                       Pewnie za kilka lat będzie go wystarczająco dużo.





 Poziomki dla Najmłodszej.


                                                               I coś dla ciała.
     Makaron ze szparagami, brokułami, szynką parmeńską, parmezanem, czosnkiem i bazylią .
W takie piękne dni szkoda siedzieć przy garach, a to proste danie jest gotowe w 10 minut.


 Dobrego popołudnia :)
sonic



PS.

A ten porzucony  Lawenduś szuka domu



sobota, 11 lipca 2015

dlaczego

Cię nie ma?
Pamiętam każdego dnia.
Pamiętamy każdego dnia.
Pamiętamy Cię, Twój zapach, nosek, spojrzenie- przymilne, wierne, zaczepne, psotne.
Lulka, tak nam Ciebie brak!!!!
Nie widziałam Cię wtedy, a widzę.
Ten wzrok, który nie rozumie.
Dlaczego???
Och, Lula.
Kochamy Cię.
Nigdy nie zapomnimy.
Nigdy Cię nie opuścimy.
Zawsze będziesz z nami.
Zawsze w naszych sercach.
Tak wiele nas ubyło z Tobą.


Dzisiaj kupiłam płytę mojego ukochanego zespołu.
I kojarzy mi się z Lulką.
Nie wiem czemu, ale właśnie z nią.
Nigdy już żaden psiak nam jej nie zastąpi.
Wszechświata ubyło z nią.




wtorek, 7 lipca 2015

ul.Kamienna w Łodzi


Dzisiaj zabiorę was na  uliczkę, którą znałam tylko  z jej nowej nazwy, czyli jako ulicę Włókienniczą. (link)
Jest to krótka uliczka łącząca ulice Kilińskiego i Wschodnią i była mi znana głównie z jej wątpliwej sławy i wiedzy graniczącej z pewnością, że lepiej się tam nie zapuszczać, jeśli się w mordę nie chce dostać bez powodu lub jeśli nie mamy na przykład na zbyciu nowego telefonu czy torebki. 
O tym, że z tą ulicą wiąże się pewna historia ja, wrocławianka, zielonego pojęcia nie miałam. Fakt też i taki, że teksty Osieckiej nie są mi znane zbyt dobrze, więc gdy koleżanka zabrała mnie w sobotę na spacer, nieco się zdziwiłam, gdy okazało się, że na tej ulicy znajduje się  fontanna!
Było około 20-tej i miałyśmy małego pietra, bo nasze stroje raczej nie miały szans wkomponować się w stritfeszyn by Włokiennicza. Do tego musiałybyśmy też nieco się przykurzyć, spać z kilka dni poza domem nie przebierając się, zgubić szczotki do włosów i zębów oraz pogrzebać pazurami w ziemi. No cóż, chęć zobaczenia w takim miejscu fontanny była jednak na tyle silna, że zdecydowałyśmy się podjąć to ryzyko.
Fontanna znajduje się blisko ul. Wschodniej, co dawało nadzieję na szybką ewakuację. Oczywiście dosłownie obok wmurowanej fontanny siedział sobie na progu bramy Egzotyczny Sekstet rzucający  sobie pod nogi opakowanie po hot dogach, pety i "kurwy" też ;) Z duszą na ramieniu wyciągnęłam swojego nowego srajfona i szybciutko zrobiłam zdjęcia. Sekstet Egzotyczny  zamarł  z wrażenia na widok takiej dziwacznej sceny, bo jak to możliwe, że jakiejś babie chce się fotografować coś,  co im służy do wrzucania tam śmieci, butelek, kapsli i innego syfu.

Korzystając z totalnej konsternacji Sekstetu Egzotycznego przyjrzałam się temu oryginalnemu i urokliwemu dowodowi sympatii dla Agnieszki Osieckiej i uliczki, którą opisała w swojej piosence


 Kiedyś z góry spływała woda, na dole jest odpływ, 
ale ze względu na jego zawartość nie nadawał się do sfotografowania :(





Zrobiło mi się bardzo smutno, gdy po napisaniu notki posłuchałam piosenki i okazało się, ku mojemu zaskoczeniu,  że w sumie opisałyśmy mieszkańców Kamiennej tak bardzo podobnie, tyle że Osiecka zrobiła to w swój wrażliwy i poetycki sposób.
Ona pisała o życiu i niespełnionych marzeniach dziadków  i babć tej "młodzieży", która dzisiaj tak beztrosko bezcześci poświęconą ich przodkom płaskorzeźbę.Tamci ludzie żyli w trudnych czasach, byli doświadczeni wojną, zbrodniczym komunistycznym systemem i pewnie bieda, brak wykształcenia oraz  brak perspektyw powodowały, że żyli tak jak wówczas pewnie i mieszkańcy wielu innych biednych dzielnic. Szkoda, że ta ulica, a właściwie jej mieszkańcy się nie zmieniają, że powielają życie swoich bliskich. 
Ostatnio szukałam informacji o nowym projekcie rewitalizacji i renowacji łódzkich kamienic i wiem, że właśnie ta ulica jako pierwsza będzie remontowana, ale to już chyba będę musiała opisać następnym razem.



sonic
PS. notka z dedykacją dla schroni i Panterki :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

adiós truskawki czyli ostatni moment na knedle z truskawkami

Lubicie knedle? Bo ja tak i aż wstyd się przyznać, że nie robiłam ich wiele lat.
Ten przysmak jadałam zawsze u mamy, a jeszcze wcześniej robiła je nam babcia. Smak pamiętam jednak dobrze- pulchne, grube, mięciutkie ciasto i lekko kwaskowaty owoc- śliwka lub truskawka.
 A wszystko omaszczone masełkiem z tartą bułką. Pycha. 
Co roku obiecywałam sobie je zrobić i jakoś tak wychodziło, że zanim się zebrałam było już po sezonie, a mrożonych owoców to już nie to samo.
 Tym razem Najmłodsza przypuściła szturm i nie było co się wymigiwać, zresztą sama miałam ochotę.


Dla pewności poszukałam przepisu w necie i nieźle się zdziwiłam, gdy jedna z blogerek na 0,5 kg ziemniaków dodawała 2 szklanki mąki! Toż to byłaby twarda sklepowa klucha, a nie knedel.

Ja zrobiłam je z
1,2 kg(około ) ziemniaków( najlepsze są stare, ja użyłam "biedronkowe")
5  czubatych łyżek mąki
1 łyżka mąki kartoflanej
2 jajka

Całość zagniotłam, następnie odrywałam małe kawałki ciasta, z których uklepywałam, na dobrze oprószonym mąką kuchennym blacie, placek o grubości 1 cm.
 Dużym kubkiem wykrawałam kółka, a następnie w ich środek wkładałam truskawkę i sklejając ciasto do środką, toczyłam z niego małą kulkę. 
Gotowałam w osolonej wodzie tylko 2 minuty od momentu wypłynięcia knedli na wierzch.
Całość polewamy masełkiem z bułką tartą i/lub śmietną z cukrem.

Polecam:)
                                       
                                             Z tych składników wyszło mi 20 sztuk.

Truskawki już się kończą, niestety.
 Te, które dzisiaj kupiłam, były tak słodkie, że przypominały smakiem poziomki.
 Szkoda, że znów trzeba będzie na nie czekać cały rok.
Na szczęście jeszcze są czereśnie:)
Ciekawe, czy byłyby też dobre w knedlach?
Robiłyście może takie?

sonic