poniedziałek, 29 lutego 2016

29 lutego - dzień, którego nie ma

                                                             to dał mi Google



Dzisiaj mijają cztery lata mojego blogowania.
Dobrze pamiętam tamten dzień, pięknie świeciło słońce, a ja zastanawiałam się, jak wyglądało moje życie cztery lata wcześniej. Nie pamiętałam. I to był impuls, by zacząć pisać.
Bywało różnie- raz był zapał do pisania obfitujący nawet kilkoma notkami dziennie, innym razem wiatr hulał po blogu, jednak widzę wiele pozytywów w tym, że podjęłam się spisywania krótkich zapisków z życia. Fajnie wrócić do archiwum obu blogów, przypomnieć sobie to, co tak łatwo ulatuje z pamięci.
Wiele się zmieniło, jestem dzisiaj w zupełnie innej sytuacji życiowej, coś się skończyło, coś innego lada moment się zacznie. Życie mnie zaskoczyło swoim scenariuszem.
Dziś jestem bardzo ciekawa, czy wytrwam kolejne cztery lata blogowania, co się wydarzy, jak wiele się zmieni, jak ja się zmienię. Pisanie uświadomiło mi wiele, pozwoliło mi poznać się lepiej, spojrzeć na siebie z boku, ale przede wszystkim dało mi możliwość poznania wielu dobrych ludzi, znalazłam bratnie dusze, których życie z przyjemnością mogę podglądać i wirtualnie w nim gościć. 
I za to jestem wdzięczna i sobie, i innym- moim blogowym przyjaciółkom.




***************************************************************************************************************



Tym się kończy oglądanie Masterchefa dla dzieci
Nosz kurna, to ja myślałam, że potrafię gotować, a tu dzieciaczki w wieku 8-12 lat
przygotowują tam takie dania, ze dostałyśmy z Najmłodszą ślinotoku, a ja popadłam w kompleksy.
Szybko więc poleciałam do kuchni przygotować spaghetti z małżami, paluszkami krabowymi, cheddarem, czosnkiem  i pietruszką i o godzinie 22 objadłyśmy się niezdrowo ;)


sonic






wtorek, 23 lutego 2016

moje najstarsze wspomnienie z dzieciństwa

od lewej-moja mama, jej koleżanka z mężem i ja na jego rękach
park przy ul. Jedności Narodowej -kwiecień, 1967


Post u Hany i Miki, a potem komentarz Lidii pod tym moim zdjęciem uruchomiły  moje najwcześniejsze wspomnienie.
Lidia napisała, że miała taką czapeczkę, a ja odpisałam, że to kaptur w kurtce.
Bo  ja pamiętam tę kurteczkę, serio!
Na zdjęciu jest wczesna wiosna, a ja mam 20 miesięcy, pewnie nosiłam ją jeszcze jesienią,
 czyli mogłam mieć maksymalnie lekko ponad 2 latka.
 Kurtka miała kolor czerwony, była taka jakby ortalionowa, piankowa , zapinana na guziki.
 Wydaje się nieprawdopodobne, by tak małe dziecko mogło coś zapamiętać już na zawsze,
a jednak tak jest i nie jest to tylko zapamiętanie zdjęcia.
Pamiętam fakturę tego odzienia, takie delikatne pionowe prążki, 
Drugie moje wspomnienie, z tego samego okresu, to wizyty u dalszej ciotki,
 a dokładniej jej kuchnia, w której sadzano mnie na stole i jako ulubionego gościa i okropnego niejadka ciotka karmiła mnie konserwową szynką,
 Pamiętam  ciotkę nie tyle z twarzy co z postawy i ubioru, układ mebli i półmrok. Wydaje mi się, że okna musiały wychodzić na oficynę (muszę zapytać o to kiedyś mamę, chociaż nie wiem, czy będę mieć w najbliższym czasie okazję, ale to inna historia). Pamiętam też dużego psa,  wilczura, szaroburego, wpatrzonego we mnie, dzisiaj myślę, że bardziej w tę szynkę :)
 Zawsze miałam też wyraźną pewność co do lokalizacji - dzielnicy, gdzie to było,
 mimo że ten kontakt urwał się niewiele później.
 Prawdziwość tych wspomnień mama potwierdziła.
Kolejnym bardzo dawnym wspomnieniem jest pewna traumatyczna dla mnie historia, a mianowicie jechałam z mamą tramwajem i miałam na takim długim patyczku  drewnianą kaczkę na dwóch kółkach, która pod wpływem obrotu kółek machała skrzydełkami.
Kaczka była chyba pomalowana w paski- zielony i czerwony.
 Niestety po wyjściu z pojazdu okazało się, ze kaczki nie ma , został sam patyk i kółka, ktoś ją mi ukradł, a może spadła, ale pamiętam, że mama  twierdziła, że ktoś ją ściągnął .
Płakałam i było mi bardzo smutno, bo zabawka była zupełnie nowa,
a ja nieczęsto nowe zabawki otrzymywałam.
Ta historia wydarzyła się, gdy miałam 3 latka.

Potem mam już kolejne zapamiętane sytuacje, historie, zdarzenia, towarzyszące im uczucia, ale te opisane trzy są mi szczególnie  bliskie, bo przywołują  moje pierwsze  poczucie samoświadomości.

A jakie są Wasze najstarsze wspomnienia? 

sonic 

czwartek, 18 lutego 2016

dialogi na cztery nogi, czyli co szczypie w sieci



Najmłodsza, szczęśliwa  posiadaczka srajfona, namiętnie ogląda youtuberów, vlogerów, itp.
Ma kilku ulubionych, o których mi często opowiada, czego ja przyznam szczerze niby słucham, ale tak naprawdę puszczam mimo uszu, potakując niby ze zrozumieniem, co nie oznacza, ze ja jej nie słucham tak w ogóle, ale akurat ten temat nie interesuje mnie szczególnie. Młodość ma swoje prawa, mnie interesowało coś innego w jej wieku, ale pewnie w dużej mierze dlatego, że srajfonów, laptopów, tabletów nie posiadałam, więc jej fascynacji tematem nie neguję, nie zabraniam, nie protestuję, ale też i szczególnie nie recenzuję, mając do niej zaufanie. Jednak wczoraj, w trakcie jej kolejnego jakiegoś ważnego bardzo niusa, coś mnie zatrzymało i zastanowiło i obudziło moją czujność. Rozmowa wyglądała tak:
- Wiesz, ten Jasiu ( youtuber) zrobił konkurs i trzeba zrobić ...( tu nastąpiło wyliczanka, co mały żuczek czyt. fan, musi zrobić, by zostać szczęśliwym posiadaczem bluzy)
- Acha- rzuciłam w eter  nieco nieobecnym głosem
- Ja też bardzo chciałabym ją wygrać
- Wiem- odpowiedziałam już bardziej empatycznym tonem, w końcu sama też lubię coś wygrywać
- A ty wiesz, że niektórzy piszą, że chcieliby taką bluzę dostać, bo mogliby ją sprzedać z dużym zyskiem?
- Serio?- moje zainteresowanie wzrosło, bo takie szczere wyznania młodzieży w moim pojęciu było dość zaskakujące w swej bezczelności
- Tak, bo twierdzą, że mają chorą na raka mamę i z tej sprzedaży mieliby na jej leczenie.
-Żartujesz??? - mój głos zdradzał nie tylko wielkie zaskoczenie.
-Nie. Wiele osób tak robi! Wiesz, jak tak czytam te komentarze, to się okazuje, że co druga mama w Polsce ma raka.- wesoło, a nawet z dużą kpiną w głosie oznajmiła Najmłodsza.

Kurtyna.

Właściwie, mogłabym na tym zakończyć, ale powiem, że dość długo o tym wczoraj myślałam. 
Mamy zaufanie do swoich dzieci, teoretycznie siedzą sobie po cichutku przy swoich kompach, telefonach, coś tam oglądają, coś piszą,  komentują, rozmawiają ze znajomymi na FB, czy messengerach, a my nie mamy pojęcia, co tak naprawdę robią. Czego pragną i do czego mogą się posunąć, by to zdobyć. Ciekawe, czy te "chore" mamy kiedykolwiek o swoich chorobach się dowiedzą, bo w sumie, ja bym się o tym pewnie nie dowiedziała, mogę tylko liczyć na przyzwoitość mojego dziecka i na to, co wynosi z mojego wychowywania jej. 
Świat niemal każdego dnia daje nam złe przykłady, ileż to my dorośli spotkaliśmy oszustów internetowych, a w szczególności tych "śmiertelnie chorych", fałszywych sklepów on line, fałszywych dostawców usług internetowych itd. i te informacje docierają do młodzieży, która w swej dziecięcej fantazji dochodzi do wniosku, że czemu by z takiej okazji nie skorzystać, przecież mnie nie widać, jestem anonimową Kasią czy Maćkiem, przecież nic złego nie robię,
 bo nikt na tym nie straci, a ja zyskam. 

Długo wczoraj rozmawiałam z moim dzieckiem i póki co nie martwię się o nią ;)


sonic


niedziela, 14 lutego 2016

święty Walnięty :)



Św. Walenty to w chrześcijaństwie patron epileptyków i chorych umysłowo.
 W sumie wszystko się zgadza, bo człowiek zakochany trochę takiego przypomina ;)
Nie byłam jakoś szczególną fanką tego komercyjnego niby święta, ale argumenty typu "cały rok trzeba kochać, a nie tylko tego dnia", jakoś do mnie nie przemawiają, bo na tej zasadzie nie powinniśmy obchodzić "Dnia matki", Święta Zmarłych ( wiem, wiem Wszystkich Świętych)  itd. 
Moim zdaniem, skoro jest już taka okazja, by w tym dniu szczególnie to podkreślać, to czemu nie, zwłaszcza jeśli komuś możemy dodatkowo sprawić przyjemność, skoro na co dzień unurzani w życiowym galimatiasie nie zawsze o tym pamiętamy, bo okazać czułość, czy nawet większe zainteresowanie. 
Więc moi mili-
za to, ze jesteście tu ze mną, że wykazujecie zainteresowanie moimi sprawami, problemami,  za to że mnie wspieracie i za to, że razem ze mną potraficie się też cieszyć z tego , co i mnie cieszy
oraz tak po prostu i  bezinteresownie 
Kocham was :)
sonic

PS. Z okazji Walentynek idę z najmłodszą do IKEA, bo to jest "dowód miłości" . Kiedyś o tym pisałam na innym blogu, dlaczego tak jest ;)
Najmłodsza jest teraz na etapie wybierania sobie mebli do nowego mieszkania, a ja będę mieć okazję, by kupić małe co nieco. Poza tym, to taki akt nieposłuszeństwa wobec tego szydłodupa, które wie, jak powinna wyglądać rodzinnie spędzona niedziela:)



wtorek, 9 lutego 2016

w dobrą stronę


Pamiętam Republikę, Lady Pank, Maanam, Bajm, Lombard- piosenki z podtekstem. Dzisiaj płaczę słuchając tego.Nawet jeśli nie taki był zamysł autora, ja to odbieram skórnie i pod. Sił mi brak, ale...
Taka patriotka ze mnie.


Mieszkanie dzisiaj połowicznie wymalowane- pięknie, czysto, biało... już nie dla mnie. 
Będę tęsknić.
 Na pewno

sonic

niedziela, 7 lutego 2016

"Spotlight"


Musiałam ochłonąć, nim zamieściłam tego posta. 
Film jest bardzo dobry ! Składają się: na to zarówno świetna obsada, błyskotliwe dialogi, wartka akcja  jak i  główny bohater czyli  śledztwo.  Na życzenie nowego redaktora naczelnego "The Boston Globe" dziennikarze mają przyjrzeć się od lat zamiatanym pod dywan przestępstwom seksualnym dokonywanym przez miejscowych duchownych. Szybko okazuję się, że skala procederu jest zatrważająca, a umoczeni w tą aferę są ludzie zajmujący wysokie stanowiska- urzędnicy, prawnicy, sądy i trzymający nad wszystkimi łapy- kościół katolicki.
Nie ma w tym filmie epatowania relacjami ofiar, nie ma drastycznych szczegółów, chociaż oczywiście sam fakt jest drastyczny i haniebny, twórcy skupili się na pokazaniu mechanizmu ukrywania zbrodni i umożliwieniu zbrodniarzom dalszej bezkarności.
Nie chce mi się nawet komentować tego co robił i robi nadal KK, większość z nas już to wie, ale coś  wczoraj we mnie pękło, a właściwie pękło już dawno, a wczoraj rozsypało się doszczętnie.
W tym roku  z pełną świadomością odmówiłam kolędy, ale teraz postanowiłam , że moja noga w żadnym kościele już nigdy nie postanie, chyba że w celach turystycznych, by podziwiać architekturę i sztukę. Nie wrzucam do jedno kotła wszystkich duchownych, ci najbardziej uczciwi i porządni robią swoje i to do czego zostali powołani, ale czarne owce, decydenci, hierarchowie zapomnieli kim są i dla kogo. Pycha, rozpusta, chciwość, żądza władzy to jest prawdziwe oblicze tych  "sług bożych" i  to oni skutecznie leczą z tego amoku coraz większą część społeczeństwa, które odwraca się od tej mafii. To nie jest odwrót od Boga, to jest brak zgody na to co KK wyprawiał i nad usiłuje robić. 
Nie wiem jak długo będzie to wszystko nadal funkcjonować, ile ludzie muszą dostać nauczek, czego jeszcze muszą doświadczyć, ile ofiar pedofilów musi popełnić samobójstwo lub skończyć jako alkoholicy czy narkomanii, by uwolnić się od tej organizacji. Jest taka scena w filmie, gdzie już dorosły mężczyzna, ofiara pedofila, opowiada jak przyszedł z przeprosinami do jego domu ksiądz, a jego rodzona matka poczęstowała go ciasteczkami. Bo tak niestety było i  jest, że chronimy zboczeńców w imię dobra wspólnoty, bo są trudne czasy, bo ludzie potrzebują Kościoła, autorytetów,, tylko gdzie w tym wszystkim ofiary. Skala tego zjawiska jest olbrzymia, mamy przykłady i  u nas, gdzie biskup twierdzi, że dzieci uwodzą biednych księży, ks Oko wygaduje jakieś zboczone teksty o nieustająco masturbujących się dzieciach itd i co my z tym robimy? Nic. A przecież za takie wypowiedzi natychmiast powinny iść procesy karne, a KK pwinien nakazać milczenie tym potworom, tak jak nakazał je jednemu ze swych najbardziej uczciwych i szlachetnych ks. Bonieckiemu. Taka sytuacja :/
W napisach końcowych jest info od tłumacza na temat strasznej skali przestępstw w niemieckim kościelnym chórze chłopięcym, gdzie dzieci były nie tylko gwałcone , ale i bite, a wszystko to pod dyrekcją starszego brata papieża Benedykta XVI., który musiał wiedzieć o niektórych przypadkach. Więc ja się pytam- gdzie byli rodzice, nie widzieli nic, żadnych śladów, żadnej zmiany zachowania u swoich dzieci? Czy może tak jak cześć rodziców dzieci z "Poznańskich słowików" przymykali oko, bo ważniejsza była kariera, paszport ( wówczas marzenie) i wyjazdy zagraniczne ? Tyle, że w Niemczech to nie był towar deficytowy. 
Z dużą przyjemnością czytam i takie doniesienia, że coś się jednak  zmienia, że ośmieleni działaniami papieża Franciszka ( miej go Boże w swojej opiece) duchowni zaczynają w nas widzieć ludzi, z ich słabościami i problemami, rozwodami, homoseksualnością itd.  Ci bardziej światli i odważni zaczynają się już nawet nabijać z naszego polskiego kołtuństwa jak np. Kard. Chrisoph Schonborn ( klik )

Poniższy film definiuje moje podejście do Boga i Kościoła. 
Takiego duszpasterza potrzebują ludzie. I mimo, że pewnie jest ich wielu, u nas nadal  jest kult Rydzyka i jak widać jego siła i wpływy rosną. No cóż, mnie i moich bliskich już nie omamią

sonic




sobota, 6 lutego 2016

rozumiemy się bez słów

Zupełnie nie zauważyłam, że minął rok, od założenia tego nowego bloga, a lada moment minie 4 lata od mojego blogowania Żaden tam powód do ucztowania, bo mimo zapału i szczerych chęci, tylko na tym się skończyło. Notek mało, weny i pomysłów może i było sporo, ale wewnętrzna blogowa niemoc i przemożna niechęć przelewania tego na ekran zaowocowały notek brakiem. Well..
Może to się zmieni, może coraz bliższa perspektywa zmiany miejsca zamieszkania, spowodują że paluszki będą przeklepywać na klawiaturę to, co siedzi w głowie i sercu.
Teraz tak naprawdę czeka na swoje miejsce na blogu Toffi, muszę pozbierać zdjęcia i uwiecznić ją ku pamięci, tak jak to robiłam z moimi nieodżałowanymi pupilkami, a których nagły brak zaskutkował m.in. moim milczeniem tu.  

Póki co za oknem słońce, nastrój całkiem ok, chociaż jak pomyślę o malowaniu kuchni i salonu, to mi słabo. Muszę to jednak zrobić, bo jest strasznie niemarketingowo, że tak to eufemistycznie nazwę.

Fajny film obejrzałam-" Rozumiemy się bez słów" - jeśli ktoś lubi francuskie kino, a zwłaszcza ich poczucie humoru, chce się pośmiać i mocno wzruszyć, to serdecznie polecam :


Co prawda trailer ma jakiś bardzo dramatyczny wydźwięk, ale wierzcie mi, film jest bardzo zabawny i tak naprawdę pokazuje nie tylko dorastanie naszych dzieci, ale własnie nasze dorastanie do tej sytuacji, a wszystko okraszone miłością i dużą dawką humoru.

dobrego weekendu 
sonic

czwartek, 4 lutego 2016

Tłustego Roku !

                                                                       zdj. z neta

W zasadzie nie jem pączków, słodycze też mogą dla mnie nie istnieć, 
ale tradycja to rzecz święta, a obawa przed chudym rokiem jeszcze świętsza, to oczywiście pączki nie tylko już kupiłam, ale i zjadłam. Jednego :) Może za mało ? 
Chyba się poświęcę, bo ten rok ma być tłusty, innej opcji nie ma.
Wyczytałam kilka opowiastek o tym skąd ten obyczaj się wziął, że  geneza jego sięga pogaństwa, że jedzono pączki nadziewane słoniną lub mięsem  ( rzyg), ale najbardziej przypadł mi do gustu ten:

W specyficzny sposób obchodzono tłusty czwartek w Małopolsce. Nazywany on był wówczas  combrowym czwartkiem. Według legendy nazwa pochodzi od nazwiska żyjącego w XVII wieku  krakowskiego burmistrza Combra, złego i surowego dla kobiet mających swoje kramy i handlujących na  krakowskim Rynku. Mówiono: Pan Bóg wysoko, a król daleko, któż nas zasłoni przed Combrem. Umarł on podobno w tłusty czwartek. W każdą rocznicę śmierci przekupki na targu urządzały więc huczną zabawę i tańce. Podczas zabawy zaczepiały przechodzących tamtędy mężczyzn, których zmuszały do tańca lub do oddawania wierzchniej odzieży w zamian za krzywdy, jakie wyrządził Combr.
(z wikipedii)

To co, dziewczęta, pączka gryz i lecimy odzierać przystojnych mężczyzn z gatek ? :)

sonic

środa, 3 lutego 2016

trudna sztuka





Wiele trudu kosztuje taka umiejętność.
 Zmagałam się z nią wiele lat, czasem jeszcze odbieram przeszłość, ale wiem już, że skoro jej nie zmienię, to nie chcę więcej, by ważyła na mnie teraz. Pewne sprawy oczywiście są nie do przeskoczenia, głównie skutki materialne pewnych decyzji, ale  w sferze emocjonalnej mogę powiedzieć, ze osiągnęłam już sukces. 
Ważne było dla mnie powiedzenie sobie samej w oczy, że pewne sprawy mają się tak, a nie inaczej i nie mam na to wpływu, że muszę to przyjąć do wiadomości, że nie mogę niczego wyprosić, zasłużyć na to, upomnieć się o sprawiedliwość. 
Jest mi lżej, odcięłam się od źródła moich negatywnych emocji, a więc rzeczywiście "nie odbieram"
Zostawiłam to za sobą, niech źródło rozpamiętuje się w swych emocjach samo, beze mnie.
Co ciekawe nie miałam problemu z negatywnymi emocjami po swoich dwóch związkach, zamknęłam tamte etapy życia, nie rozpamiętywałam, nie złorzeczyłam, ba , byłam najlepszą przyjaciółką.
Złe fluidy szły z najmniej normalnej i oczywistej strony.
Dzisiaj spokojnie przyglądam się z boku, pewne wydarzenia mnie bawią, inne dają troszkę wredną satysfakcję , no cóż , nie jestem bez wad ;)
Ale myślę, ze uwolniłam się na dobre.


sonic 

wtorek, 2 lutego 2016

prawidła



Prawić morałów nie będę ;)

Mnemo pochwaliła się ostatnio na blogu zdobyczami zakupionymi za zielony pieniążek, a tak się składa, że dokładnie w tym samym dniu i ja znalazłam się na takim ryneczku, gdzie oprócz jaj od szczęśliwych kur i  marchewek z pola można czasem wyszperać coś ciekawego od licznie sprzedających tam różnej maści handlarzy nielicznie fajnych okazyjek.
Omiatając sprawnym okiem góry tandety wynalazłam coś pięknego, coś nieoczywistego, o czym nawet nie myślałam, by  to kupić, nic potrzebnego
 ( chociaż mogłoby nimi być, gdyby rozmiar był mniejszy).
Zachwyciły mnie te prawidła ze względu na precyzję wykonania, za piękne drewno, za pomysłowość i za leciwość . Są bardzo lekkie, bo od spodu są wyżłobione, "puste"





  W realu wyglądają cudniej.
Kosztowały całe 5 złotych.
I co, Mnemo, zazdraszczasz ? 
Bo ja tobie tak :)

sonic