środa, 22 czerwca 2016

Podróży sentymentalnej część druga


Za każdym razem gdy jestem we Wro to chciał, nie chciał, przywoływane są różne wspomnienia. 
Nic dziwnego, bo przecież to tam spędziłam większość swojego życia,
ale to tym razem jakoś tak na sentymenty mnie wzięło.
 Nim dotarłyśmy do Parku Śródmiejskiego ( tę nową nazwę uświadomiła mi Marija Wrocławska ) przechodziłyśmy ul. Świdnicką obok mojej ukochanej księgarni. To cud, że w dobie komercjalizmu nie wykurzono jej z doskonałej lokalizacji wysokim czynszem, jak to miało miejsce z inną księgarnią na północnej  ścianie Rynku, w której też czasem kupowałam książki,  w tym zawsze podręczniki szkolne na talony otrzymywane za dobre wyniki w nauce. 
W takie coś jak talony to chyba najbardziej wyluzowani gimnazjaliści dzisiaj by nie uwierzyli ;) 
W środku księgarni czas jakby stanął, cały układ sali i antresoli wygląda tak samo, tylko kasa jest bliżej drzwi, no i kiedyś było inne oświetlenie. To tutaj właśnie kupowałam małe, kilkustronicowe książeczki, gdy uczyłam się czytać, to w niej troszkę już później kupiłam "Dzieci z Bullerbyn", które mam do dzisiaj zczytane, zniszczone, bo czytałam je ze 40 razy, a następnie wielokrotnie wszystkim mym dzieciom. Potem były kolejne tomy "Muminków",  "Dr. Dolittle", "cała trylogia "Jaskółek i Amazonek", "Pippi" i wszystkie części "Ani z Zielonego Wzgórza" i dziesiątki, dziesiątki innych książek. Wyprawa do tej księgarni to zawsze było  dla mnie wielkie święto, ale najpierw ciułałam każdy grosik, każdą złotówkę i odkładałam do skarbonki, a gdy już była pełna i ciężka od  brzęczących monet, to następowało dokładne liczenie drobniaków, a Tato wymieniał mi je na "grubsze" i szedł ze mną na zakupy. Czasem coś też dołożył, by sumka była okrągła.  W księgarni następowało dokładne oglądanie okładek nowych tytułów, wyrywkowe czytanie fragmentów, podpytywanie księgarzy oraz sprawdzanie ceny, tak aby za moje oszczędności kupić ich jak najwięcej.  Uwielbiałam zapach tych książek i zostało mi to do dziś.
Dopóki chodziłam na zakupy z Tatą, to on te książki później taszczył do domu, a ja dumna szłam obok, nie mogąc się doczekać momentu, gdy zasiadę w swoim pokoju i oddam się temu co uwielbiałam najbardziej na świecie.
Nie mogłam więc i tym razem wyjść z pustymi rękami i żeby tradycji stało się
zadość podarowałam sobie "Blog niecodzienny" Marii Czubaszek.
Co ciekawe, na ladzie, tuż przy kasie, leżało wyeksponowane nowe, dwutomowe wydanie "Muminków" zawierające wszystkie ich części i aż mnie korciło, by je kupić, ale nie miałam dla kogo- dzieci już czytały.
Może kiedyś dla wnuków.. :) Jeśli tak, to na pewno tylko tam.
Ciekawa jestem, czy i wy zbierałyście pieniądze w skarbonkach i na co je wydawałyście.
A czy pamiętacie książeczki "SKO"? Mnie tego oszczędzania uczyła mama i mimo, że na początku żyliśmy dość skromnie, to małe sumki, dosłownie parę złotych, mama wysupływała, a ja sumiennie  wpłacałam. Niestety ta nauka poszła w moim przypadku w las ;)

Jutro pokażę coś, co mnie tylko kolejny raz utwierdziło, że Vroclove is the best !
sonic




28 komentarzy:

  1. Soniczku u mnie też była taka księgarnia "od zawsze" na ulicy Ordynackiej i niestety jakieś parę lat temu z księgarni zrobił się markowy sklep z ubraniami dla mężczyzn - szkoda.
    Nigdy nie umiałam oszczędzać, wszystko zamieniałam na słodycze. Książki kupowałam, bo nie były aż tak drogie jak dziś. Do dzisiaj pozostała miłość do poezji i właśnie dziś dostałam od znajomego antykwariusza tomik "Liryki"- A. Feta.
    Pozdrawiam Ania Bezowa
    PS. Miałam książeczkę SKO, ale świeciła pustkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykre jest to, że najlepsze miejsca zabierają banki, sieciówki i drogie restauracje:/
      Chociaż w Uć na Pietrynie knajpki są niedrogie i mają super żarełko.
      Nie myśl, że u mnie były jakieś sumy wielkie, chociaż przypominam sobie, że była pewnego rodzaju rywalizacja w klasach kto ma więcej. Dzisiaj myślę sobie, ze to było bardzo wstrętne i absolutnie niewychowawcze.
      Buziaki, Aniu od Bezy :)

      Usuń
  2. Księgarnia to było jedno z ważniejszych miejsc mojego dzieciństwa. Niestety tej mojej ulubionej już dziś nie ma.
    Miałam też książeczkę SKO, regularnego oszczędzania pilnowała wychowawczyni, która mobilizowała nas do comiesięcznych wpłat. I skarbonkę też miałam. Metalową puszkę z napisem PKO :)) Teraz mam kubek na drobniaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wychowawczyni tego pilnowała. Myślę, że to jednak mimo może dobrych intencji pomysłodawcy przysparzało przykrości tym dzieciom, które pieniędzy nie mogły wpłacać. Z drugiej strony to jakoś sobie nie przypominam, by ktoś nie wpłacał, bo wpłaty były naprawdę skromne, wpłacalismy po dwa, trzy złote.
      Ja miałam na ogół plastikowe beczki.

      Usuń
  3. A ja wlasnie koncze czytac ksiazke Marii Czubaszek "Nienachalna z urody".Najblizej mam do empiku i w nim sobie buszuje..

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to bylam nawet klasowym skarbnikiem SKO. Nawet juz nie pamietam,co stalo sie z tymi moimi oszczednosciami, czy czasem nie pozostaly w szkole na zawsze. Ksiazki kupowali mi rodzice i dziadkowie, wiec nie musialam na nie oszczedzac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Funkcji skarbnika zawsze unikałam, bałam się, że coś zgubię. Mi też rodzice kupowali książki, głównie z jakiejś okazji, bo wiedzieli, że ja sama sobie na bieżąco zapewniam dostawy ;)
      Mogłam wydawać te pieniądze na cokolwiek, a że to były książki to był mój wybór

      Usuń
  5. SKO miałam i ja, tylko ze środkami na niej było kiepsko.Miałam też legitymację TPPRU- całą klasę zapisała pani rusycystka. Pieniądze w skarbonce śwince , prutej regularnie, zbierałam na ...jedzenie ( oranżadki w proszku, blok czekoladowy zastarzały w celofanie )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oranżadki w proszku! to był przysmak:) i kolorowy język "po "
      :)

      Usuń
  6. Dzieci z Bullerbyn, Ania... Uwielbiałam te książki!
    Jak byłam dzieckiem to miałam dwa ulubione sklepy - księgarnie i obuwnicze ;))
    Książeczkę SKO też miałam i coś tam odkładałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie zaskoczyłaś, myślałam, że SKO to tylko za moich czasów ;))
      Nawet nie pamiętam jak długo oszczędzałam i co się z tymi pieniędzmi stało
      Na pewno nie przepadły, ale ile ich było i na co wydałam, niestety nie pamiętam :(((
      No i za moich czasów :PP sklepy obuwnicze straszyły, więc nie lubiłam ich,a buty zdobywane były jak Mount Everest

      Usuń
  7. Bylam posiadaczka ksiazeczki SKO, a jakze :)
    Zawartosc mojej skarbonki wydawalam na temperowki, ktore namietnie kolekcjonowalam :)
    A dzisiaj...uwielbiam odwiedzac ksiegarnie, mam swoje ulubione w ktorych buszuje i zawsze cos dla siebie tam znajde :)
    Ostatnio przytargalam - Jadlonomie, Czarnobylska modlitwe, Nienachalna z urody i Wilki - caly przekroj ;)
    Buziaki Sonic i dobrego dnia :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabość do książek mam do dziś i potrafię wydać niemal ostatni grosz ;)
      Natomiast repertuar tego co sobie zbieram jest coraz większy i się zmienia ku rozpaczy moich dzieci :)
      Narzekają, że mam mnóstwo niepotrzebnych rzeczy i straszą mnie, że przy przeprowadzce trochę zrobia z tym porządek ;)
      Np. kolekcja różnych butelek karafek wydaje im się bardzo zbędna :)
      Buziaki, Orszulko :***

      Usuń
  8. Dziecinstwo, liceum nigdy nie mialam swoich pieniedzy, ksiazki dostawalam regularnie od bogatej ciotki i wypozyczalam ze szkolnej biblioteki. Dopiero na studiach mialam swoje pieniadze-stypendium, odwiedzalam rozne ksiegarnie we Wroclawiu, ale dzisiaj pamietam tylko empik. A wiesz ze ja z Muminkami nie moge sie rozstac do dzisiaj, przyjechaly ze mna do Australii, jak zreszta cala moja biblioteka przyplynela statkiem. Muminki sa zawsze blisko, jak mam smutny dzien, to albo one, albo Maly Ksiaze. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, do bibliotek byłam zapisana. Do trzech :) Czytałam wszystko co mi wpadło w ręce.
      Muminki też mam, podróżują ze mną całe moje życie :) Małego Księcia swojego nie miałam, dopiero teraz kupiłam go Najmłodszej, powinien być w każdej biblioteczce.
      Buziaki:*

      Usuń
  9. Też miałam książeczkę SKO, zasoby na niej niewielkie, a skarbonka raczej sie nie sprawdziła, bo zbyt często chciałam pieniądze wyciągać, tylko nie pamietam na co. Książki kupował tata, potem była biblioteka szkolna i miejska. Czytało się w domu zawsze, mam to do dzisiaj. Księgarni z dzieciństwa nie pamiętam, boleję bardzo nad zniknięciem księgarń z Rynku i okolic. Były 4 w tym Empik, została jedna.
    Książki kupuję wbrew zdrowemu rozsądkowi, bo już nie ma miejsca na regałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z Wro wróciłam z 2 książkami. Do Empiku staram się nie wchodzić, bo bankructwo pewne ;) Oczywiście czasem na staraniach się kończy.
      Była jeszcze jedna księgarnia w oficynie jednej z kamienic w Rynku. Powstała około 2000 roku, długo tam miejsca nie zagrzała. Była piękna, klimatyczna, taka stylizowana na stary londyński antykwariat.
      Uwielbiałam ją, tam też kupiłam pewną ważną w moim życiu książkę, to dość romantyczna znów historia i nie jestem gotowa o tym pisać ;)

      Usuń
  10. a ja pamiętam, że na dobre książki to się polowało
    nie leżały w księgarniach ot tak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak też było
      zwłaszcza encyklopedie, słowniki, atlasy, wydania naszych wielkich pisarzy czy poetów
      na te pierwsze to były zapisy !

      Usuń
  11. Na Piotrkowskiej tuż przy Nawrot mieszkaliśmy, na przeciwko było księgarnia, lata całe w tym miejscu była teraz nie ma. W tej księgarni kupowałam i ojciec kupował gdy chciałam jakąś książkę, to mój świat, księgarnie, antykwariaty. Tu gdzie teraz Chatka Ech, był antykwariat i stary siwowłosy antykwariusz. W pobliżu mieszkała koleżanka, niedaleko park im.Sienkiewicza, świat dzieciństwa. Czytałyśmy z córcią wszystkie wymienione powyżej książki i .. są do dziś, nawet Muminki, nie wolno ruszać cały regał córkowych wspomnień. Ach antykwariaty do dziś uwielbiam tam wchodzić i uwielbiam wydawać pieniądze na książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne wspomnienia, Elu. A tak z nowości to podoba mi się antykwariat "Book się rodzi"- taki trochę stary, trochę nowy- typowy łódzki hipsterski styl :)

      Usuń
  12. cenne są takie uśmiechnięte wspomnienia :) książeczki pko pamiętam, niewiele udawało mi się uzbierać bo miałam tendencję wydawania na głupoty zdobytych groszy, a nie oszczędzania ;) trochę mi z tego do dziś zostało - trochę z tendencji, nie z oszczędności ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A wiesz, oddawalam skladki do SKO, co sie z nimi stalo to nie mam pojecia. Pewnie poszly na konto budowy jakiegos pomnika lub (co by bylo znacznie lepsze) na sadzenia drzew! Jesli chodzi o wspomnien czar to u nas w Lodzi mamy Hortex. Teraz ludzie nie doceniaja tego Hortexu ale za czasow komuny to byl najlepszy, najbardziej ekskluzywny punkt sprzedazy deserow mrozonych (czytaj lodow) w calej Lodzi. I najdrozszy. Moja mama zabierala mnie tam za kazdym razem kiedy przeszlam do nastepnej klasy w podstawowce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie mama też zabierała na lody do Witaminki w Rynku- to był najlepszy koktajl bar wówczas, zresztą do dziś funkcjonuje i nadal lubię tam chodzić. Ale najpierw była wizyta tuż obok w księgarni( tej zamkniętej) i książka w nagrodę z dedykacją.
      Hortex w Uć odstrasza swym wystrojem, czas się tam zatrzymał, ale w tym negatywnym znaczeniu i dlatego omijam szerokim łukiem.
      Moje pieniadze na pewno zabrałam, ale w której klasie i na co poszły , nie wiem.
      Pozdrawiam Cię serdecznie:) Jak się uda, to mamę pozdrowię osobiście w piątek :)

      Usuń
  14. Jaka fajna księgarnia! Bardzo mi brakuje takich miejsc, a kiedy jestem w mieście, unikam centrum jak ognia. Pozostaje internet...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dojrzałam do mieszkania poza centrum, ale spacerowanie po Rynku i Starym Mieście uwielbiam :)

      Usuń